Jak to się pisze, jak to się mówi, czyli geograficzne łamańce językowe
Dyskusje, jakie toczymy na temat pisowni, wymowy i odmiany nazw geograficznych i innych nazw własnych, pewnie nigdy się nie skończą. Jak się okazuje nic nie jest tu aż tak oczywiste, jakby się wydawało.
Niektóre nazwy własne funkcjonują w języku polskim przynajmniej od stu lat, a często i dłużej, niektóre z nich od stulecia używane są w formie spolszczonej. Inne „spolszczają” się współcześnie, w miarę upowszechniania wiedzy o Indiach i ich strefie kulturowej oraz rozwoju turystyki. Jeszcze inne nijak nie chcą się poddać spolszczeniu, bo po takim zabiegu wyglądają jakoś głupawo i niezrozumiale (co nie znaczy, że kiedyś się nie spolszczą, tak jak „dżez” i „dżudo”, które możemy pisać na dwa sposoby i obydwa znajdują swoje usprawiedliwienie w oczach językoznawców i twórców słowników).
Nazwy indyjskie, czy powiedzmy – szerokoindyjskie, docierały do reszty świata poprzez angielszczyznę, co jest zupełnie zrozumiałe, zważywszy fakt brytyjskiej dominacji na interesujących nas terenach. Dziś nie ma już kolonii, ale zdarzyło się coś innego – angielski zyskał rangę lingua franca i jako „wspólna mowa” sprawdza się doskonale we wszystkich niemal dziedzinach nauki i życia społecznego. Naturalnym więc wydaje się przyjmowanie indyjskich nazw w takiej formie, w jakiej pojawiają się one w anglojęzycznych atlasach i opracowaniach. Ale, znowu: nic nie jest tu aż tak oczywiste, jakby się wydawało.
Z jednej strony mamy od dawna przyjęte polskie brzmienie i pisownię imion indyjskich (Śiwa, Wisznu, Tadż Mahal itp.), łatwo rozpoznawalne i powszechnie używane, z drugiej strony, trudno wyobrazić sobie Chennai (współczesne miano dawnego Madrasu) napisane jako „Czennaj”. Głupio, prawda?
W przypadku zapisywania indyjskich nazw własnych musimy zastosować jedną z dwóch metod używanych w językoznawstwie: transkrypcję lub transliterację. Transkrypcja, to, w uproszczeniu, zapis fonetyczny, czyli piszemy tak, jak dany wyraz się wymawia, transliteracja to zastąpienie grafów (liter) jednego alfabetu odpowiadającymi im grafami innego alfabetu. W tym przypadku dewanagari (lub alfabety pochodne) transliterujemy na alfabet łaciński. I robi się niezłe zamieszanie. Język polski jest, ujmijmy to tak, bliżej spokrewniony z sanskrytem i jego potomkami, posiadamy więc, nie tylko grafy odpowiadające grafom alfabetu dewanagari, ale nasze litery oznaczają niemal identyczne dźwięki! Piszę z całą świadomością „niemal”, bo każdy bliżej zaznajomiony, na przykład z hindi specjalista, zwróci mi natychmiast uwagę na subtelne a znaczące różnice wymowy. W zasadzie jednak moglibyśmy z powodzeniem stosować do zapisu indyjskich nazw prostą transliterację, jak w przypadku imienia Śiwa, bo każdej użytej tu literze odpowiada podobnie wymawiana litera alfabetu dewanagari (pomijając sanskrycki przydech, którego na próżno szukać w polszczyźnie). W angielskim nie ma jednak litery „ś”, a litera „w” wymawiana jest zgoła inaczej. W języku angielskim musimy więc stosować transkrypcję przybliżoną – zamiast nieistniejącego „ś” użyjemy przybliżonego „sh”, a zamiast „w” zastosujemy „v”, co pozwoli w miarę poprawnie przeczytać zapisaną nazwę. Shiva zapisany po angielsku wygląda, według mnie, nieco gorzej niż Śiwa zapisany po polsku. Pewne dźwięki nie istnieją jednak w grupie interesujących nas języków, a jednak zostały zastosowane w spolszczonych formach indyjskich nazw własnych. Piszemy (i mówimy) maharadża, Radżasthan czy Tadż Mahal, podczas gdy w nazwach tych występuje raczej miękkie „dź” , a nie nasze poczciwe i dla wielu obcokrajowców niewymawialne „dż”.
W naszych programach, tekstach towarzyszących i na blogu używamy całego mnóstwa nazw miejscowych: imion, nazwisk, zjawisk, idei i nazw geograficznych. Zauważyliśmy, że do wielu tekstów wkrada się niekonsekwencja, transkrypcja potyka się z transliteracją, a polszczyzna z angielszczyzną. Nie wygląda to dobrze, o nie! Postanowiliśmy jakoś ten bałagan uporządkować i ujednolicić i rozpętała się kolejna dyskusja (która tak naprawdę nigdy się nie skończyła). Pragniemy wyjaśnić naszym Czytelnikom, że najczęściej stosujemy transkrypcję angielską, czyli nazwy takie, jakie można znaleźć na angielskich mapach, stronach internetowych itp., a to ze względu na międzynarodowy charakter branży turystycznej i uniwersalny charakter angielszczyzny. Jednak zwyczajowo spolszczone wyrażenia związane z kulturą postanowiłyśmy zapisywać po polsku, jak wspominanego już Śiwę właśnie, jednak większość nazw pozostawiamy w transkrypcji angielskiej, w przypadkach budzących wątpliwości podając w nawiasach wymowę. Żeby uniknąć zabawnych nieporozumień, gdyż bałagan transliteracyjno-transkrypcyjny jest dość powszechny (nawet w solidnych atlasach zdarzają się nazwy zapisywane według różnych reguł), a nie każdy musi wiedzieć jak wymawia się nazwę nieznanego mu miasteczka gdzieś na końcu świata. Taki Jaipur, na przykład (spore miasto, ale nie uczą o nim na geografii). Po polsku można zapisać Dżajpur, a zapisanie go w formie angielskiej purysta językowy mógłby wytknąć jako błąd ortograficzny. My jednak, z wyżej przytoczonych względów, przyjmujemy formę angielską i podajemy w nawiasie nazwę polską, żeby ktoś potem nie opowiadał, że jak był w Jaipurze, wymawianym jajecznie jako „yaypur”, to nie widział wielbłądów.
Pomimo wszystkich niniejszych dociekań, wyjaśnień i prób uporządkowania nazewnictwa, na pewno będą zdarzać się niekonsekwencje, których, ze względu na charakter naszych publikacji, nie będziemy na bieżąco korygować i wyjaśniać, za co z góry szanownych Czytelników przepraszamy.
Niektóre nazwy własne funkcjonują w języku polskim przynajmniej od stu lat, a często i dłużej, niektóre z nich od stulecia używane są w formie spolszczonej. Inne „spolszczają” się współcześnie, w miarę upowszechniania wiedzy o Indiach i ich strefie kulturowej oraz rozwoju turystyki. Jeszcze inne nijak nie chcą się poddać spolszczeniu, bo po takim zabiegu wyglądają jakoś głupawo i niezrozumiale (co nie znaczy, że kiedyś się nie spolszczą, tak jak „dżez” i „dżudo”, które możemy pisać na dwa sposoby i obydwa znajdują swoje usprawiedliwienie w oczach językoznawców i twórców słowników).
Nazwy indyjskie, czy powiedzmy – szerokoindyjskie, docierały do reszty świata poprzez angielszczyznę, co jest zupełnie zrozumiałe, zważywszy fakt brytyjskiej dominacji na interesujących nas terenach. Dziś nie ma już kolonii, ale zdarzyło się coś innego – angielski zyskał rangę lingua franca i jako „wspólna mowa” sprawdza się doskonale we wszystkich niemal dziedzinach nauki i życia społecznego. Naturalnym więc wydaje się przyjmowanie indyjskich nazw w takiej formie, w jakiej pojawiają się one w anglojęzycznych atlasach i opracowaniach. Ale, znowu: nic nie jest tu aż tak oczywiste, jakby się wydawało.
Z jednej strony mamy od dawna przyjęte polskie brzmienie i pisownię imion indyjskich (Śiwa, Wisznu, Tadż Mahal itp.), łatwo rozpoznawalne i powszechnie używane, z drugiej strony, trudno wyobrazić sobie Chennai (współczesne miano dawnego Madrasu) napisane jako „Czennaj”. Głupio, prawda?
W przypadku zapisywania indyjskich nazw własnych musimy zastosować jedną z dwóch metod używanych w językoznawstwie: transkrypcję lub transliterację. Transkrypcja, to, w uproszczeniu, zapis fonetyczny, czyli piszemy tak, jak dany wyraz się wymawia, transliteracja to zastąpienie grafów (liter) jednego alfabetu odpowiadającymi im grafami innego alfabetu. W tym przypadku dewanagari (lub alfabety pochodne) transliterujemy na alfabet łaciński. I robi się niezłe zamieszanie. Język polski jest, ujmijmy to tak, bliżej spokrewniony z sanskrytem i jego potomkami, posiadamy więc, nie tylko grafy odpowiadające grafom alfabetu dewanagari, ale nasze litery oznaczają niemal identyczne dźwięki! Piszę z całą świadomością „niemal”, bo każdy bliżej zaznajomiony, na przykład z hindi specjalista, zwróci mi natychmiast uwagę na subtelne a znaczące różnice wymowy. W zasadzie jednak moglibyśmy z powodzeniem stosować do zapisu indyjskich nazw prostą transliterację, jak w przypadku imienia Śiwa, bo każdej użytej tu literze odpowiada podobnie wymawiana litera alfabetu dewanagari (pomijając sanskrycki przydech, którego na próżno szukać w polszczyźnie). W angielskim nie ma jednak litery „ś”, a litera „w” wymawiana jest zgoła inaczej. W języku angielskim musimy więc stosować transkrypcję przybliżoną – zamiast nieistniejącego „ś” użyjemy przybliżonego „sh”, a zamiast „w” zastosujemy „v”, co pozwoli w miarę poprawnie przeczytać zapisaną nazwę. Shiva zapisany po angielsku wygląda, według mnie, nieco gorzej niż Śiwa zapisany po polsku. Pewne dźwięki nie istnieją jednak w grupie interesujących nas języków, a jednak zostały zastosowane w spolszczonych formach indyjskich nazw własnych. Piszemy (i mówimy) maharadża, Radżasthan czy Tadż Mahal, podczas gdy w nazwach tych występuje raczej miękkie „dź” , a nie nasze poczciwe i dla wielu obcokrajowców niewymawialne „dż”.
W naszych programach, tekstach towarzyszących i na blogu używamy całego mnóstwa nazw miejscowych: imion, nazwisk, zjawisk, idei i nazw geograficznych. Zauważyliśmy, że do wielu tekstów wkrada się niekonsekwencja, transkrypcja potyka się z transliteracją, a polszczyzna z angielszczyzną. Nie wygląda to dobrze, o nie! Postanowiliśmy jakoś ten bałagan uporządkować i ujednolicić i rozpętała się kolejna dyskusja (która tak naprawdę nigdy się nie skończyła). Pragniemy wyjaśnić naszym Czytelnikom, że najczęściej stosujemy transkrypcję angielską, czyli nazwy takie, jakie można znaleźć na angielskich mapach, stronach internetowych itp., a to ze względu na międzynarodowy charakter branży turystycznej i uniwersalny charakter angielszczyzny. Jednak zwyczajowo spolszczone wyrażenia związane z kulturą postanowiłyśmy zapisywać po polsku, jak wspominanego już Śiwę właśnie, jednak większość nazw pozostawiamy w transkrypcji angielskiej, w przypadkach budzących wątpliwości podając w nawiasach wymowę. Żeby uniknąć zabawnych nieporozumień, gdyż bałagan transliteracyjno-transkrypcyjny jest dość powszechny (nawet w solidnych atlasach zdarzają się nazwy zapisywane według różnych reguł), a nie każdy musi wiedzieć jak wymawia się nazwę nieznanego mu miasteczka gdzieś na końcu świata. Taki Jaipur, na przykład (spore miasto, ale nie uczą o nim na geografii). Po polsku można zapisać Dżajpur, a zapisanie go w formie angielskiej purysta językowy mógłby wytknąć jako błąd ortograficzny. My jednak, z wyżej przytoczonych względów, przyjmujemy formę angielską i podajemy w nawiasie nazwę polską, żeby ktoś potem nie opowiadał, że jak był w Jaipurze, wymawianym jajecznie jako „yaypur”, to nie widział wielbłądów.
Pomimo wszystkich niniejszych dociekań, wyjaśnień i prób uporządkowania nazewnictwa, na pewno będą zdarzać się niekonsekwencje, których, ze względu na charakter naszych publikacji, nie będziemy na bieżąco korygować i wyjaśniać, za co z góry szanownych Czytelników przepraszamy.
-
Miejsca z naszych tras
- BANGLADESZ
- BHUTAN
- INDIE Złoty Trójkąt
- INDIE Południowe
- INDIE Północne
- NEPAL
- SRI LANKA
Informacje praktyczne
- UBEZPIECZENIE
- WIZY
- Indie Szerokopojęte - ogólne
- info praktyczne - Indie
- info praktyczne - Nepal
- info praktyczne - Sri Lanka
Dowiedz się więcej
- o kulturze i obyczajach
- o świętach i festiwalach
- o ciekawych miejscach
- od kuchni
- teksty różne