Dzika słodycz - khir

„Indianie” i inne nacje zamieszkujące Indie Szerokopojęte uwielbiają słodycze. Pokochali je nawet Tybetańczycy, ze szkodą dla zdrowia, niestety, bo ci mięso- i mąkożercy, po zmianie diety stali się pastwą cukrzycy, między innymi. Ale cóż jest bardziej szkodliwe niż życie? Od czasu do czasu można zaszaleć, a szaleństwo to, zapewniam, będzie kompletne, jako że dzikie słodycze są niemożebnie słodkie.

खीर

Na początek coś prostego, czyli khir – deser przygotowywany powszechnie, jak Indie Szerokopojęte długie i szerokie.

Khir to rodzaj mleczno ryżowego puddingu, ot, ryż na mleku z nutką egzotyki. Przepisy w poszczególnych regionach i w poszczególnych domach różnią się nieco między sobą, w każdym z nich musimy użyć ryżu, mleka, cukru i kardamonu. Mleka jest sporo więcej niż ryżu: na około 150 gram ryżu użyjemy przynajmniej litr mleka. Wszystkie składniki możemy dodawać trochę „na oko”, w zależności od tego, jaka konsystencja i jaka intensywność smaku nam odpowiada.

  1. Zagotowujemy mleko z cukrem, a tego cukru musi być naprawdę dużo (na litr mleka 0,5 kilograma!)

  2. Ryż mieszamy z masłem lub ghee (1 łyżka stołowa) i wrzucamy do gotującego się mleka. Gotujemy na wolnym ogniu i cały czas mieszamy, żeby mleko się nie przypaliło. Gotujemy aż ryż stanie się miękki i lekko rozgotowany, a całość zgęstnieje do konsystencji budyniowo-puddingowej. W sumie według uznania, bo każdy ma swoją ulubioną gęstość.

  3. Gdy ryż jest gotów, dodajemy garść rodzynek (wcześniej namoczonych), łyżkę stołową mielonego kardamonu, łyżkę posiekanych orzeszków nerkowca, szczyptę czarnego pieprzu i kilka włókienek szafranu (jeśli mamy).

  4. Gotowe, można jeść!

Cesarską wersją tego deseru jest khir sevijan, wywodzący się ponoć z dworskiej kuchni Wielkich Mogołów. Bardzo go lubię, mimo, że nie powinnam… Zamiast ryżu użyjemy tu wermiszelu, czyli najcieńszego makaronu typu „nitki” (cięte nitki), jaki uda nam się znaleźć na rynku.

Oprócz makaronu będziemy potrzebować: mleka, ghee, cukru, rodzynek, migdałów, kardamonu, szafranu i… czegoś, co lubimy, na przykład suszonych daktyli, posiekanych pistacji albo nerkowców, wiórków kokosowych.

  1. Podgrzewamy na patelni ghee i podsmażamy na nim makaron, żeby leciutko zbrązowiał, a właściwie, żeby zrobił się lekko złoty.

  2. Dodajemy mleko (mniej niż w przypadku ryżu, bo makaron ugotuje się szybciej i mleko nie zdąży odparować).

  3. Gotujemy na wolnym ogniu często mieszając, żeby zredukować ilość mleka.

  4. Dodajemy pozostałe składniki, mieszamy. Gotujemy jeszcze przez chwilę. Odstawiamy i pozwalamy, żeby składniki się „przegryzły” wyrównując smak i aromat.

  5. Podajemy na ciepło albo na zimo, jak kto lubi. Świetnie smakuje schłodzony przez noc w lodówce.

Można zrobić wersję light, jeśli ktoś musi przestrzegać diety i zastąpić monstrualne ilości cukru słodzikiem (też trujący, ale nie koliduje z cukrzycą), a ghee olejem słonecznikowym. Oczywiście, że odbije się to na smaku potrawy, ale jeśli nie ma wyjścia…

W Polityce prywatności dowiedz się więcej o sposobie i zakresie przetwarzania Twoich danych osobowych oraz o celu używania cookies.

Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.