Nasza Dziklandia

Nawet, gdy odznaczasz się ogromną tolerancją, a do wyjazdu przygotowujesz się skrzętnie, gromadząc wiedzę, wertując strony internetowe i przeglądając albumy, nawet, jeśli wysłuchasz opowieści innych turystów czy podróżników i wydaje ci się, że jesteś przygotowany(przygotowana) na wszystko, nie unikniesz szoku, złości, rozczarowania, zniecierpliwienia.

Znam takich, którzy… uciekli tak szybko, jak się tylko dało, pierwszym możliwym lotem. Bo nie da się przeczytać smrodu, nie da się opowiedzieć tłumu, nie można sfotografować zgiełku…

Indie to tłum: ruchliwy, rozgadany, rozedrgany i namolny tłum. W tłumie: księżniczki w sari, studentki w dżinsach, bankowcy w garniturach, panowie w dhoti namiętnie masujący sobie genitalia, żebracy w łachmanach, sprzedawcy spluwający betelem, naganiacze, przewodnicy, policjanci trzymający się za ręce, złodzieje i „zwykli” przechodnie. Pojedynczy „Indianin” jest jak najbardziej do przyjęcia i zwykle okazuje się człowiekiem miłym, uczynnym i przyjaznym. Ale tłum?! Tłum atakuje ze wszystkich stron. Krzyżowy ogień pytań i wyciągniętych rąk. Tysiące rozmaitych ofert brzęczących niczym natrętne muchy. Wszechobecne niebezpieczeństwo utraty pieniędzy i, co gorsza, dokumentów.

Jeżeli myślisz, że recepcjonista w hotelu cię naciąga, to zapewne się nie mylisz; jeśli obawiasz się, że cena za towar lub usługę jest mocno zawyżona – masz całkowitą rację. Jeśli podejrzewasz, że większość urządzeń w twoim pokoju będzie niesprawna, twoje podejrzenia prawie na pewno okażą się prawdziwe. Jeśli spodziewasz się, że żebrzące dziecko ma w odwodzie całą bandę małych żebraków, a woda w twojej szklance jest nie z butelki, a prosto z ulicznej pompy – raczej się nie mylisz.

Uciekamy? Hałas, szum, spaliny, ciągle ktoś cię potrąca, ciągle ktoś coś gada, klaksony, klaksony, klaksony. Nawet w miejscach świętych, gdzie pójdziesz szukać ciszy i refleksji, dopadnie cię tłum, dopadną cię pytania, dopadną cię oferty, a może nawet dopadnie cię złodziej…

Uciekamy?

Dawno temu wymyśliłyśmy sobie termin Dzik i pochodzące od niego – Dziklandia, dzikość. Termin ten nigdy nie miał zabarwienia pejoratywnego, był raczej próbą oswojenia inności, był żartobliwy i nacechowany nieśmiałą sympatią, sympatią, która z czasem, wraz ze zdobywanym doświadczeniem, przeobraziła się w zrozumienie. Do dziś mówimy sobie, np. „pojawił się nowy dziki film”, „nie ma to jak świeże dzikie przyprawy” itd. Dzikość naszych serc zlała się z dzikością tłumu, a okiełznany tłum wchłonął nas i przytulił. Bo ten tłum można okiełznać. Powoli i cierpliwie. Nauczyć się rozmawiać, nauczyć się odmawiać, nauczyć się targować, nauczyć się unikać. A gdy tłum nie stanowi już przeszkody, możemy spokojnie zagłębić się w materię indyjskości i przeżyć Indie takimi, jakie są? A jakie są? No, właśnie. Dzikie i nieokiełznane.

(Beata Jaworska-Woźniak. lipiec 2023)

W Polityce prywatności dowiedz się więcej o sposobie i zakresie przetwarzania Twoich danych osobowych oraz o celu używania cookies.

Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.